państwowe pieniądze na niepotrzebne poszukiwania. Z równym skutkiem może pan dziurkę dłubać na biegunie Północnym. Grosza więcej nie damy“.
I odszedł z niczem. Ale nie ustąpił. Dwa tygodnie strczał w Moskwie, do samego prezesa WSNH[1] dostał się.
— Nafta jest i już! Zróbcie ostatnią próbę: dajcie mi dwuch inżynierów — nafciarzy według mego wyboru, a udowodnię wam, że nafta będzie.
Odesłaliby go prawdopodobnie z niczem, ale w sprawę tę wmieszał się czerwony dyrektor Aktiubstroja. Akurat wyznaczyli go wtedy na budowę. Ten zainteresował się, poparł gdzie należy. Koniec końców udzielili swej zgody.
Wybrał sekretarz jednego inżyniera — nafciarza rosjanina i pewnego studenta Akademji Górniczej — kozaka. Przywiózł ich ze sobą do Aktiubinska.
Posiedzieli chłopcy na miejscu, obliczyli, wymierzyli, poczęli wiercić. Nafta trysnęła fontanną.
Okazało się, że poprzedni inżynierowie byli szkodnikami, wszyscy do jednej szajki należeli. Umówili się: wiercić tam, gdzie nafty nie mogło być.
— Pamięta pan, — mówi lotnik, — pytał mnie pan wtedy w nocy o fakirach? Wziąłem pana wtedy za obłąkanego i bałem się z panem w jednym pokoju spać.
Roześmiał się sekretarz:
- ↑ WSNH — wszechzwiązkowy komisarjat gospodarstwa.