przystani na Piandże długości stupięćdziesięciu kilometrów. Na rozmiary, z naszym irygacyjnym systemem mierzyć się mogą tylko dwa systemy światowe: Imperial-Villey i Indyjski, z tą różnicą, że nasz, zaczęty bez niezbędnych robót przygotowawczych, w przyszłym roku winien być zasadniczo ukończony. Dlatego musimy wyjmować co miesiąc, nie mniej niż dwa miljony kubometrów ziemi.
Urtabajew złożył mapę.
Po ulicy ciągnął się sznur osiołków, szarych jak kurz. Na osiołkach siedzieli starcy w pasiastych chałatach. Na głowach starców kołysały się białe zawoje, ogromne, jak kopuły.
Urtabajew zeszedł z drogi. Opalone słońcem twarze dechkan przypominały odlane z bronzu maski. Pewna twarz wydała się Urtabajewowi znajomą.
„Krzywy, bez lewego oka... Gdzie to go widziałem?“
Doszedłszy do domu, zatrzymał się u drzwi, machinalnie wtykając klucz na chybił trafił.
— Said!
Urtabajew obejrzał się. U wejścia na werandę stała Sinicyna. Stała wdole w czerwonym sarafanie, odsłaniając słońcu swe czekoladowe placy. Czarne jej włosy, spadające na czoło zpod czerwonej chustki, mieniły się niebiesko.
— Said, z kim to pan przechodził na ulicy obok partkomu?[1] Tacy śmieszni mężczyźni, w pończochach, jeden z fajką.
- ↑ Partkom — komitet partyjny.