Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/123

Ta strona została skorygowana.

— Widzi pan, podoba mu się pana ojczyzna — przetłomaczyła Połozowa. — Widział w Stalinbadzie bioskop.
— A co mu się najbardziej spodobało?
— Domy ładne. Wysokie, o! Jak góra! Dobrze mieszkać w takich domach. Wysoko! Dużo powietrza! Wdole źle. Dużo kurzu. Ja też wysoko mieszkałem. Powiedz amerykaninowi: wo-o! — wskazał Clarkowi na dalekie, śnieżne wierzchołki.
— Pochodzi sam z Pamiru, — wyjaśniała Połozowa. — Kocha góry! W bioskopie widział amerykańskie drapacze chmur. Powiada: dobrze jest w nich mieszkać. Wysoko, jak w górach. Pan na jakiem piętrze w New Yorku mieszka?
— Na czterdziestym siódmym.
— Widzisz, Kermin, okazuje się, obaj jesteście góralami, — zażartowała Połozowa.
Powiedz amerykaninowi, że u nas także będą takie domy. Będzie dużo — dużo bawełny, wtedy zbudujemy.
— Nieprawda, Kerim, nie będziemy budować takich domów. To kapitalistyczne miasta. Socjalistyczne będą wszystkie w ogrodach.
— Nie, góry nie kapitalistyczne, góry proletarjackie. Robotnicy powinni ładnie mieszkać, wysoko mieszkać. Nisko mieszkać — źle mieszkać, — pokazał w uśmiechu białe zęby. — Przeprosić amerykanina, muszę uciekać. Powiedz amerykaninowi, bardzo ciekawa Ameryka. Dobrzeby było opowiedzieć kiedyś komsomolcom o Ameryce. Poproś amerykani-