Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

chmiel. Tu wbity kołek, tam mostek z chwiejącej się belki, ówdzie drabina z gałęzi, wszystko się trzyma na słowie honoru.
Dotarli.
W radzie wiejskiej panika. Gładzą brody, ręce do serca przyciskają, uśmiechają się, a poznać, — zlękli się. Niosą placki, jagody morwowe, katyk. Herbatę do filiżaneczki nalewają.
Zaczął sekretarz wypytywać. Tak i tak. Walczył jakieś trzy godziny, dopóki wreszcie obraz nie stał się jasnym.
Rejon pozbawiony był ziemi. Ta ziemia, która została, pokryta jest cała krzemieniem. Do tego jeszcze brakuje wody. Dechkanie urządzają pola na skalistych placykach obok strumyków. Ciągną ziemię zdaleka w workach na osłach, a jak trzeba to i na własnych grzbietach i układają ją grubą warstwą na nagiej skale. Tak robi się pole. Malusieńkie pole. Dużo ziemi, wobec braku dróg, przywieźć nie można. Dwa-trzy sera najwyżej. Ser — miara zasiewu: osiem tiubetejek ziarna. Tak też mierzą. Ziemię, jeśli przytaszczyli więcej, składają na dachu kibitki, na zapas. Ziemia cenna jest, jak ziarno, — jak ziarno, mierzy się tiubetejkami. Urodzi ziemia — starczy chleba na kilka miesięcy. Wyschnie strumyk — cały wysiłek daremny.
Biedak Nusreddin Ato. Cały jego majątek stanowi pole na skale — dwa sera oraz trzy worki ziemi na dachu kibitki. Została naga skała i ziemi na dachu niema.
— Zmył sil, — powiada prezes.