nie pomógł, wróci mu kiszłak całą straconą ziemię. Dwa sery, i trzy worki na dachu, razem więc dwa i pół sera. Gospodarstw u was w kiszłaku bez Nusreddina i mułły Alego, — piętnaście. Znaczy się, każde gospodarstwo zdejmie ze swej ziemi i odda jedną szóstą sera. To po pierwsze. Teraz co do urodzaju. Urodzaj u was jest, powiadają, siedmiokrotny, nie więcej. Znaczy się, z dwu serów ziemi — sto dwadzieścia tiubetejek ziarna. W ten sposób każde gospodarstwo obowiązane jest dać Nusreddinowi siedem i pół tiubetejek ziarna. Wszyscy zrozumieli?... Ot, gdyby się okazało, że ziemia nie silem została zmyta, a ukradziona, i gdyby znalazł się złodziej, wówczas nie potrzebowalibyście nic dawać. A ponieważ, sami mówicie, zmył sil, i w dodatku biedaka ziemię, to nie może być, aby jeden Nusreddin Ata cierpiał, a nie cały kiszłak razem. Biegnijcie więc do domów i przynieście Nusreddinowi ziemię i ziarno. Za godzinę żeby wszystko było na miejscu! A Mułła Ali za to, że go niesprawiedliwie posądzono, z powinności tej zostaje uwolniony.
Po przetłomaczeniu tego przez tłomacza, dechkanie oniemieli. Stają, nie ruszają się. Milczą.
— Jakżeż to? — mówi wreszcie jeden. — Ja ziemi nie kradłem, a oddawać będę, i jeszcze ostatnie ziarno mam taszczyć. Tak się nie godzi, też jestem biedak.
— A wszak, przyjacielu, dopiero co sam mówiłeś, że wszyscy tu biedacy. Znaczy się — niema od kogo wybierać.
— Ja nie kradłem i nie powinienem oddawać. Niech odda ten, kto ukradł, — mówi drugi.
Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.