— On jest bogaczem, — wskazują dechkanie na mułłę. — Trzy ambany ziemi posiada, i trzech byków, i sto baranów. Myśmy mu na grzbietach ziemię nosili, dwie doby wlekli. Dawał nam za to po tiubetejce ziarna na rok, na kredyt. On ukradł ziemię Nusreddinowi. Wszyscy widzieli, jak u niego zmyło silem, a po pięciu dniach znowu porosło ziemią. U niego bierzcie.
Wskoczyli mułła i prezes, poczęli krzyczeć na dechkan.
Sekretarz pocichutku wyciągnął z kieszeni rewolwer:
— Związać, — mówi, — złodzieja i jego pomocnika.
Starzec Nusreddin skacze z radości, jak dziecko. Czałmę zerwał z głowy, ręce mulle związuje. A czałmą muły związali prezesa. Rozkazał sekretarz zamknąć ich w chlewie, u wyjścia postawił dwu dechkan.
— Pilnujcie, — powiada, — jak źrenicę oka. Przyjdzie oddział — wydać ich w całości. Jeżeli wypuścicie, — nie będziecie później przez nich żyć.
Do południa przenieśli dechkanie ziemię z pola mułły Aliego na placyk Nussreddina, ziarna odsypali, i trzy worki ziemi na dach położyli.
Zarządził potem sekretarz zebranie — wybierać nową radę wiejską. Obrano prezesem starego Nusreddina i natychmiast postanowili skonfiskować mulle ziemię i rozdzielić ją najbiedniejszym. Do wieczora odmierzyli wszystko uczciwie i podzielili między sobą bydło.
Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/135
Ta strona została uwierzytelniona.