— A jeżeli rysował rosjanin, to niechybnie nie bez wykształcenia, — ciągnął swą myśl Synicyn.
— Dlaczego?
— Zna łaciński alfabet. W szkołach pierwszego stopnia nie uczą tego.
— Racja! Z ciebie prawdziwy detektyw.
Synicyn zebrał wszystkie trzy papierki.
— Postaram się wyjaśnić. Niech się pan, proszę, nie denerwuje i nie bierze tego nazbyt do serca, włos zgłowy panu nie spadnie. Gdyby znalazł pan jeszcze takie artystyczne dzieła, proszę mi je bezpośrednio wręczać.
Uścisnął rękę Clarkowi i Murriemu i wyszedł razem z Urtabajewym.
Clarke, Murri i Połozowa również się podnieśli.
— Niech pan nie mówi Barkerowi, że pan otrzymał taki sam list, — zwrócił się Clark do Murriego. — Przekonałem go, że chciano z niego zażartować. W przeciwnym razie narobi paniki i zażąda warty i karabinu maszynowego.
Murri potwierdzająco kiwnął głową.
— A propos, — powiedział Clarke, kiedy Połozowa pożegnała się z nimi i odeszła. — Czy nie zachodził do pana wczoraj Urtabajew?
— Zachodził.
Stali przed domem Murriego.
— Mam niejasne podejrzenie, które mi jeszcze wczoraj wpadło do głowy.
— Ciekawe. Niech pan wejdzie.
— Rzecz taka, że wszystkie nasze pokoje były zamknięte i wejść tam bez klucza nikt nie mógł.
Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/153
Ta strona została uwierzytelniona.