W siedzibie partkomu, na stole, przy którym siedział Synicyn, stał brzuchaty porcelanowy czajnik, owinięty czałmą. Synicyn nalewał z niego do filiżanki cytrynowo-żółty napój i pił drobnymi łykami.
Zabrzęczał telefon.
— Tak, tak, Synicyn. List? Co za list? Kto to mówi? Połozowa? A, dzieńdobry! Co? Nowy list dostali? Wszyscy trzej? Termin do pierwszego maja? No, cóż, to jeszcze nie tak strasznie. Niech pani mi dzisiaj przyniesie do partkomu, tak, tak, wszyscy trzej. Dobrze.
Synicyn odłożył słuchawkę.
— Wołodia, czy można do ciebie na chwilkę?
Do pokoju weszła Synicyna.
— Na chwilkę można, więcej nie, jestem zajęty. Bierz krzesło i siadaj. Czy za interesem?
— Czy ja przychodzę do ciebie do partkomu bez interesu? Słuchaj, Wołodka...
Zaterkotał telefon.