— Wrócę, ale daj mi słowo, że do mnie przyjdziesz.
— Trzeba było wrócić bez wszelkich „ale“.
— Tak, powinienem włazić w błoto, abyś mi potem pokazywała figę. Daj słowo, że przyjdziesz, — zrobię wszystko, co chcesz.
— Nie, nie przyjdę. Nigdy więcej nie przyjdę. Zapamiętaj to. Co było, to minęło.
— Więc, teraz kolej Jeremina? Moja już minęła? A kto następny? Jeżeli kandydatów nie tak dużo, to warto może jeszcze raz stanąć w ogonku?
— Twoja kolej nigdy nie nadejdzie. Jesteś poprostu cham.
Odwróciła się i poszła ku drzwiom. Złapał ją za rękę.
— Nie, nie pójdziesz. Nie śpiesz się tak. Trzeba najpierw zwolnić jednego, potem zapraszać drugiego, inaczej bowiem mogą powstać nieprzyjemności. Jeżeli jesteś suką, to będę z tobą postępował jak z suką. Postanowiłaś zmienić kochanka, to uprzedź go przynajmniej, jak stróża, trzy dni zgóry. Dzisiejszą noc będziesz spać ze mną.
— Zwarjowałeś!
— Pójdziesz!
Ścisnął jej rękę do bólu. Spróbowała wyślizgnąć się, przysiadła z bólu i opuściła się na kolana.
— Ratujcie!
— Nikt ci nie pomoże. A będziesz piszczeć — usta zapcham.
— Puść, rękę złamiesz! Przemocą mnie chcesz zmusić? Nie zmusisz. Puść w tej chwili!
Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/191
Ta strona została uwierzytelniona.