do więzienia drugiego inżyniera, niż ścignąć na siebie podejrzenie. Jeżeli pan przypuszcza, że oni ocenią i zarachują pana starania, to się pan myli. Osobiste gorzkie doświadczenie niczego pana, widocznie, nie nauczyło. Wypuścili oni pana i mianowali na tę budowę dlatego, że jest im pan jeszcze potrzebny do rozprawienia się z takimiż jak pan, przedstawicielami starej inteligencji. Kiedy już pan zrobi swoje, potrafią mu podstawić nogę i odesłać tam, skąd dopiero co pan przyszedł. Nigdy nie będą panu dowierzać i traktować jak swego człowieka. Za lat cztery będą mieli dostatecznie własnych inżynierów, wówczas piosenka pana, moja i całej starej inteligencji będzie skończona. Nie mogli się bez nas na określonym etapie obejść, dlatego posługiwali się nami, nie dowierzając nam jednak ani na minutę i nienawidząc nas tem więcej, im więcej byliśmy im niezbędni. Kiedy staniemy się im zbędni, nikt nie wspomni nawet o tem, że to pana rękoma, ścislej: pana rozumem i doświadczeniem wzniesiono te czy inne przedsiębiorstwo. I pana i mnie wyrzucą poprostu za burtę, „likwidując jako klasę“, wyrażając się ich językiem. Zostanie pan w najlepszym wypadku chłopcem na posyłki u jakiegoś tam Sydorowa czy Petrowa, który pracuje dzisiaj u pana jako monter, a jutro będzie panem komenderować z dyplomem sowieckiego inżyniera w kieszeni. Zdaje mi się, w tym kraju, gdzie tak wiele się mówi o solidarności, nie zaszkodziłaby mała solidarność między nami, starą inteligencją techniczną. Wówczas przynajmniej, nie zgniecionoby nas pojedyńczo, jak pluskwy, — jak już, zgnieciono
Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/198
Ta strona została uwierzytelniona.