Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/207

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niedługo. Ja tu jestem pięć lat. Poprzednio pracowałem w Turkmenji.
— Na nudy tutaj, zdaje się, uskarżać się pan nie potrzebuje. W pańskiej gałęzi, pracy chyba dość. Szybko się tu ludzie demoralizują. Djabeł wie, czemu to przypisać: oddalenie od centrum, ciężkie warunki, klimat? Chyba, wszystko potroszeczku.
— Słońce, — uśmiechnął się Krygier. — Stare prawo natury: zdrowe konserwuje się, wszystko zaś, co zgniłe, przyśpiesza proces swego rozkładu. Północna temperatura nie daje się rozmnożyć gnijącym bakterjom. Przysłani tutaj, na pustynię, pod tropikalne słońce, poczynają się chwiać. Ten, kto na Północy lubił czasem wypić, — tu staje się alkoholikiem. Kto tam miał słabość do kobiet, — tu staje się cudzołóżcą. A cudzołóżca dla zadowolenia swych chuci zdolny jest do wszystkiego, nawet do przestępstwa. Kto tam niekiedy, o wieczornej godzinie, odczuwał tajemne niezadowolenie ze swego losu, — tu zostaje melancholikiem i tak dalej, i tak dalej.
— Przepraszam, ale to jest dosyć dziwna i ślizka teorja, która prowadzi do chrześcijańskiej mądrości, że wszystko zrozumieć, to znaczy wszystko przebaczyć.
— My nie osądzamy i nie przebaczamy, lecz bronimy się. A zrozumieć tego, kogo sądzisz i z kim pracujesz, wcale nie szkodzi. Chciałem tylko przez to powiedzieć, że Azja to rzecz nie tak prosta, jak się panu wydaje. Anglicy z każdego urzędnika kolonjalnego czynią narodowego bohatera, wyczyny jego opiewają najlepsi angielscy pisarze. My, którzy nie