Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/208

Ta strona została uwierzytelniona.

grabimy i nie gwałcimy, lecz prowadzimy tutaj rzeczywiście gigantyczną pracę kulturalną historycznego znaczenia, — my nietylko opiewamy naszych pracowników środkowo azjatyckich, ale jeżeli piszemy i mówimy o nich, to piszemy i mówimy wyłącznie o brakach, niepowodzeniach i przestępstwach. Dopóki człowiek dobrze pracuje, nikt się nim nie zajmuje. To się wydaje naturalnem. Kiedy się zachwieje i pocznie pracować gorzej, do jego postępków przykuwa się uwaga całego kraju...
— A według pana powinno być odwrotnie?
— Miałem żonę-lekarza. Zapoznałem się z nią tutaj, w Tadżykistanie. Pracowała po kiszłakach, miesiącami wędrowała po dechkańskich kibitkach. Wszczepiała ludziom elementarne zasady hygjeny, przyuczyła używać mydła i proszku do zębów. Właściwie mówiąc, nie była nawet moją żoną. Umarła na tyfus, na trzy dni przed tem, kiedy miała przenieść się do mnie do Kulaba. Kraj nie wiedział i nie dowie się nigdy o jej istnieniu...
— Co pan chce przez to powiedzieć?
— Ja myślę, gdyby pracownicy środkowo azjatyccy czuli na sobie uwagę całego kraju, nietylko w momencie swego bankructwa, lecz i na przestrzeni całej ich ciężkiej pracy, być może bankructw tych byłoby mniej.
— Pan wyolbrzymia specyficzne trudności miejscowych warunków pracy, — odparł spokojnie Morozow. — Na jakimkolwiek odcinku naszego budownictwa, w jakiejkolwiek republice żąda się od pracownika nie mniejszych wysiłków. Kraj ocenia