Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.

znaczy, że jest poważna sprawa, którą trzeba obmyśleć. Obmyśla zawsze przy grze. Troszkin wie: jeżeli pełnomocnik sam nie opowiada, nie należy wypytywać. Obmyśli do końca — sam opowie. Dlatego Troszkin odpowiada:
— No co, zagramy. Tylko, biorąc pod uwagę procent upału, proponuję stawkę podwyższyć: dziesięć butelek piwa.
— Tak, to ty całą swą pensję przegrasz. Nie mogę dopuścić. Osiem butelek wystarczy.
Żona sprząta naczynia. Także wie: jeżeli wśród białego dnia wzięli się do grania, to niechybnie zamkną się potem w gabinecie.
Dzień wychodni się kończył. Pełnomocnik przegrał. Wyciągnął uczciwie dziesiątkę i wręczył zwycięzcy:
— Na, posyłaj po piwo. — I pocierając ręce, jakgdyby nie on przegrał, a Troszkin, dodał: — Ech, Troszkin, sprawa się klei! Opowiem — nie uwierzysz.
Troszkin nastawił jak kot uszu. W tej jednak chwili na podwórze wjechało dwu jeźdzców.
— Gałkin, Gałkin! — krzyczy pełnomocnik. — Zamorzyłeś mi całkiem Chamberlaina! Nie stawiaj do szopy, zdejm mu cugle.
Za Gałkinem wchodzi na werandę czarny mężczyzna w ogromnej szarej czałmie.
— Serwus, Hassan, salam aleikum! — krzyczy pełnomocnik, trząsąc rękę przybysza. — Zuch! Idziemy do mnie. Sandałów możesz nie zdejmować, tu nie meczet.