nie wrócił. Nie wrócił również na drugi i na trzeci dzień. Z litości dawali mu jeść sąsiedzi resztki jedzenia. Jimmy wałęsał się po ulicach i karmił się odpadkami. Po pewnym czasie wyrzucili go z mieszkania, do którego sprowadził się nowy lokator. Jimmy zamieszkał na podwórzu, w składzie desek za warsztatem. Ile czasu upłynęło, trudno byłoby mu określić. Pewnego rana nie mógł wstać z opiłek, na których sypiał. Może otruł się jakiemiś odpadkami, a może poprostu zachorował z głodu. Stolarz, znalazłszy go w gorączce, przeniósł do siebie, do kuchni. Kiedy do kuchni przyszedł pewnego razu ojciec, Jimmy go nie poznał.
Ojciec przyniósł go do pewnego ziomka i uratował. Ojciec pracował teraz w jakiejś małej drukarence, której właścicielem był jego ziomek. Poprawiły im się teraz warunki życiowe i kiedy Jimmy wyzdrowiał, ojciec oddał go do szkoły.
Pewnego razu — minął od tego czasu może rok — późnym wieczorem, gdy Jimmy już spał, przyszło do ojca dwuch jego przyjaciół. Mówili oni tak głośno, że Jimmy się obudził i rozespany przysłuchiwać się począł rozmowie. Jeden z nich, bardzo szczupły i wysoki, — nazywał się Jack, — mówił, uderzając kułakiem po stole, że ojciec Jimmy — były „uobli“ — i teraz, kiedy wszyscy robotnicy strajkują, nie powinien naruszać solidarności robotniczej. Niech wpłynie na ziomka, aby ten zamknął swój sklepik i nie przyjmował zamówień. Ojciec był podrażniony. Krzyczał, że pluje na wszystkich „uobli“: gdy siedział w więzieniu, wielu „uobli“ następnego już dnia poszli
Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/232
Ta strona została uwierzytelniona.