ście kroków, pełzły jeden za drugim dwa ekskawatory. Naprzedzie nieoczekiwaną dekoracją rozwinęło się miasteczko drugiego odcinka. Z miasteczka, na spotkanie ekskawatorów, wysypał się gęsty tłum robotników z czerwonymi sztandarami i transparentami. Tłum spotykał ekskawatory entuzjastycznym krzykiem, podrzucając do góry tiubetejki i czapki.
Morozow zmarszczył się i gniewnie zezował ku Urtabajewowi. Urtabajew zapomniał zapewne o obecności Morozowa, i podniósłszy się na siedzeniu, wykrzykiwał coś tłumowi po tadżycku, wymachując w powietrzu tiubetejką.
Tłum odpowiedział gromkiem „hurra“.
Morozow nie wytrzymał:
— Pan, zdaje się, zwarjował, towarzyszu Urtabajew?
Urtabajew spojrzał na niego niepojętym wzrokiem.
— Mówiłem wszak panu...
— Co mi pan mówił?
— Dojdą! Mówiłem panu, że dojdą!
— A za tydzień można je będzie wyrzucić na szmelc!
— To jeszcze zobaczymy, — twarz Urtabajewa zszarzała.
Samochód zrównał się z tłumem. Morozow dostrzegł w pierwszym rzędzie niskiego mężczyznę z psem i dotknął ramienia szofera. Auto stanęło. Podszedł Rumin.
— Co to za idjotyczna demonstracja? — przechylił się ku niemu Morozow. — Walutę pakują do
Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/252
Ta strona została uwierzytelniona.