ziemi, maszyny importowe łamią, a was to cieszy! Z muzyką wyszli! Niech pan rozpuści na miejsca robotników, niema żadnego święta. A ekskawatory, aby dalej nie szły, może pan zatrzymać na swym odcinku. Potrzebował pan dwa — bierz pan.
Rumin stał zdetonowany, nic nie rozumiejąc i patrzał na Morozowa.
Tymczasem, tłum, dowiedziawszy się, że jedzie naczelnik budowy, okrążył samochód i urządził Morozowowi burzliwą owację. Tego było już zawiele. Morozow machnął szoferowi ręką. Szofer włączył motor i dał sygnał. Morozow zukosa spojrzał na Urtabajewa. Urtabajew się śmiał.
Tłum śledził maszynę zdziwionemi spojrzeniami i powoli się rozproszył.
Na drodze został Rumin i jego pies. Obaj kilka sekund patrzeli wślad za oddalającym się samochodem, póki ten nie skrył się za tumanem kurzu. Pies liznął pana po ręku. Rumin poskrobał go za uchem.
— Czy rozumiesz co, Rek? — nachylił się do psa. — Zwymyślali nas niewiadomo za co, a potem dali nam dwa ekskawatory. Przedtem prosiłem — stanowczo odmówili. Ciekawe, co? No cóż, ja i ty hardzi nie jesteśmy, ekskawatory weźmiemy — przydadzą się. I obrażać się na nich nie będziemy. Jak myślisz?
Pies potwierdzająco pokręcił ogonem.
Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/253
Ta strona została uwierzytelniona.