Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/263

Ta strona została uwierzytelniona.

wizja starego bagażu, starej biografji. A więc, słucham panią. Chce pani herbaty?
— Dobrze, wszystko panu o sobie opowiem, co wiem sama. Jeżeli można dostać gorącej herbaty, to proszę bardzo. Jest mi cokolwiek zimno.
Krygier zadzwonił.

— ...Urodziłam się w zamożnej rodzinie szlacheckiej. Ojciec mój, zawodowy oficer, do czasu dojścia do szarży kapitana, zdążył przehulać i przegrać w karty cały, dość pokaźny posag matki, i w dodatku jakieś rządowe pieniądze, i puścił sobie kulę w łeb. Dzięki stosunkom, sprawa została zatuszowana i matce dali nawet skromną wdowią pensję. Miałam podówczas dziesięć lat.
Epizod ten utkwił w mej pamięci tem, że zwolniono guwernantkę i ja z matką przeniosłyśmy się z dużego widnego mieszkania do dwuch brudnych pokoików na czwartem piętrze, na Marosejce. Nie wiedziałam jeszcze wówczas, że nędza to grzęzawisko, i że kto w nie wpadnie, ten nie zdoła już stamtąd o własnych siłach się wydobyć. Zaczęło się mroczne wdowie życie z nieodłącznemi jego rekwizytami: wydeptane pantofle, zacerowane ubranie, sucha bułka do herbaty. Dzięki stosunkom krewnych, wybłagała matka dla mnie stypendjum w gimnazjum, gdzie uczyły się me bogate kuzynki. Raz w tygodniu pozwalano mi przychodzić do nich w odwiedziny, pobawić się ich zabawkami. Kuzynki miały duże widne pokoje, kryształowe lustra i wyprawiały bale dziecinne, na które niekiedy mnie zapraszano. Zdarzało