Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/270

Ta strona została skorygowana.

„jego komisarza“ zmienili. Był w kiepskim humorze. Było to zupełnie niespodzianie. Prowadził podówczas pewien dosyć ryzykowny interes, do którego potrzebował wizy partbiletu. Prosił mnie, abym mu się wystarała w zarządzie o pewien dokument, który nie powinien był dostać się do rąk nowego dyrektora. Pracowałam wtedy w sekretarjacie zarządu i niejednokrotnie wyciągałam dla Niemirowskiego ten czy inny papier.
Nazajutrz rano, przed przyjściem dyrektora, przeszłam do jego gabinetu wyszukać wymagany dokument. Teczka z dokumentami znajdowała się w szafie. Była to olbrzymia szafa, przedzielona na dwie części. Odszukałam potrzebny dokument, gdy naraz w korytarzu rozległy się kroki. Drugiego wyjścia z gabinetu nie było. Nie pozostawało mi nic innego, jak wleźć do drugiej pustej połowy szafy, i zamknąwszy drzwi. przeczekać.
Wszedł nowy dyrektor. Był to mężczyzna lat trzydziestu — obserwowałam go przez szczelinę. Usiadł przy biurku, przejrzał papiery, zadzwonił następnie i polecił zawezwać do siebie Niemirowskiego. Widziałam, jak wszedł Niemirowski, jak nowy dyrektor pokazywał mu jakieś papiery. Niemirowski miał zmieszaną czerwoną twarz; takim go nigdy jeszcze nie widziałam. Tłumaczył się. Nowy dyrektor mówił spokojnie, udawadniając wciąż coś Niemirowskiemu cyframi. Niemirowski, zawsze taki pewny siebie i chłodny, przed tym człowiekiem czerwienił się i denerwował, próbując coś zaprzeczać. Zrozumiałam jedno: znalazł się człowiek, który orjentuje się w spra-