Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/275

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY.

Praca kulturalna na budowie kulała, klub pracował kiepsko, i Synicyna zdecydowała, że będzie mogła lepiej uporządkować pracę, zorganizowawszy na odcinkach bibljoteki. Pojechała do Stalinabadu po książki.
Miasto, którego od zeszłego roku nie widziała, rozrosło się przez ten rok, zmężniało i rozmawiało już basem autobusowych klaksonów. Miasto rozpełzło się po równinie, jak wykipiałe mleko, nowemi alejami białych standartowych domków, zarosło lasem rusztowań. Na jesieni rusztowania zdjęto, odwierając nową, wyrosłą przez lato dzielnicę.
Synicyna wędrowała po mieście, nie poznając znajomych ulic. Zatrzymała się obok oczyszczalni bawełny, której tu nie było w zeszłym roku i powlokła się wolno wgórę, — obok gmachu CIKa, zwróconego tyłem do miasta i frontem do stepu; mimo dwóch szkół technicznych — męskiej i żeńskiej; mimo gmachu CK, wysuniętego naprzód ku chodnikowi,