dwóch kamiennych kolumn, poprzez które wchodzili do tego budynku najlepsi synowie republiki. Minęła park miejski, cienisty i gęsto zadrzewiony, przywieziony tu z odległego Taszkientu.
Synicyna przecięła ulicę i przy domu Dechkanina, wyszła na duży plac. W rogu placu na bronzowym cokole stał bronzowy Lenin i ręką wskazywał na Wschód. Jeszcze dwa lata temu, plac nie odgrodzony ze wschodu budynkami, szedł prosto w pole i przylegał na dziesiątki kilometrów do łańcucha gór. Żartownisie nazywali go największym placem świata.
Za placem główna ulica zwężała się i przechodziła w stary bazar. Nad bazarem unosił się mdły zapach pieprzu, cebuli, baraniny i rozpuszczonego łoju, oraz słychać było chrapliwe głosy przechodniów i krzyki woziwodów.
Była to tak zwana stara Azja, — ta, którą najpierw przychodzili oglądać przyjezdni, żądni zapoznania się z prawdziwym Wschodem. Nieraz przychodziła ją oglądać również i Synicyna.
Była to stara Azja, opierająca się nowemu miastu. Szła ona stamtąd, z kresów główną ulicą, przeciw atakującym ją białym domom, pewna i niezniszczalna. Między nią a nowem miastem stał bronzowy Lenin.
Tak było w zeszłym roku. W tym roku, przeszedłszy plac, Synicyna krzyknęła w zdumieniu. Bazaru nie było, — nie było ani glinianych lepianek, ani sklepików, była rozkopana ziemia, jakgdyby przeszedł po niej samum lub kolumna traktorów.
Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/276
Ta strona została uwierzytelniona.