Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/288

Ta strona została uwierzytelniona.

Wolno poczęła się ubierać, długo przeglądając swą twarz, poszarzałą i zmęczoną bezsennością. Potem z irytacją odsunęła lustro i narzuciwszy chustkę, wybierała się do klubu.
Zapukano do mieszkania. Wszedł Komarenko.
— Wołodi niema. Jest w partkomie.
— Ja, właściwie, do pani, Walentyno Władimirowna.
— Czemu przypisać ten zaszczyt? — podsunęła gościowi żartobliwie taburet.
— Mam interes. Nie chciałem pani trudzić, wolałem sprawić sobie przyjemność i osobiście ją odwiedzić.
— Bardzo pan łaskaw. Chce pan herbaty z konfiturami?
— Tylko co piłem. Nie zmieści się więcej. Niech pani zachowa konfitury, następnym razem specjalnie przyjdę.
— Zawsze rada jestem pana widzieć. A więc, co za interes ma pan do mnie?
— Sprawa tego rodzaju: Krygier wczoraj rano, na kilka godzin przed samobójstwem, przesłał mi teczkę ze sprawą niejakiegoś Krystałowa, którego uważano przedtem jako zwykłego kryminalistę, a w trakcie śledztwa wyjaśniło się, że sprawa ma raczej charakter polityczny. A więc, wśród papierów Krystałowa znaleziona została zapiska. Pisana była na stronicy, wyrwanej z książki. Na odwrotnej stronie tej stronicy jest pani podpis. Chciałbym w tej sprawie otrzymać od pani pewne informacje.
— Krygier pisał mi w przeddzień samobójstwa