Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/289

Ta strona została skorygowana.

i prosił, bym do niego zaszła. Niestety, nie byłam tego dnia w domu. Zachodząc do niego następnego dnia, spóźniłam już. Wątpię, bym mogła panu dać w tej sprawie jakieś rzeczowe informacje. Książki moje są w rękach różnych ludzi. Wszyscy moi znajomi biorą ustawicznie do czytania. Możliwe, że oni skolei, pożyczyli je swym znajomym. Mógł ktoś wydrzeć stronicę, na której napisane było moje nazwisko, a kto właściwie, — trudnoby mi było obecnie ustalić.
— Spróbujemy. Koło znajomych pani, którym daje pani czytać książki, nie jest wszak tak wielkie. Niech się pani postara przypomnieć, komu właściwie dawała pani tę książkę.
— Obawiam się, że mogę się pomylić.
— Nic strasznego. Niech pani wymieni szereg ludzi, którym daje pani zazwyczaj książki. Jakoś dobierzemy się.
— Komu dawałam tą książkę? Przedtem, nim dałam ją Krygierowi, była ona, pamiętam, u Urtabajewa. Trzymał ją Urtabajew, zdaje się, dosyć długo. Plątała się, napewno, u niego na stole i ktoś z odwiedzających łatwo mógł wyrwać z niej stronę.
— Tak. A komu jeszcze pani pożyczała, nie przypomni sobie pani?
— Nie, nie przypomnę sobie. Dawno to było.
— To znaczy, że Urtabajewowi pożyczała ją pani napewno? U Urtabajewa leżała ona długi czas?
— Tak.
— Dobrze. A może, poznaje pani charakter