że nie możecie mi wierzyć na słowo, jeśli wam powiem: jestem niewinny...
Głos Urtabajewa załamał się, i nagle, jakby w obawie, że słowa jego nazbyt ciche, nie dojdą do zebrania, krzyknął na całą salę:
— Towarzysze, jestem niewinny!
Nastąpiło pewne zamieszanie. W pokoju zrobiło się cicho.
„Ale aktor! W teatrze występować, a nie w biurze partkoma“ — gniewnie pomyślał Morozow.
Urtabajew wytarł rękawem czoło i zakończył suchym bezbarwnym głosem:
— Nie będę powoływał się na te nieznaczące zasługi, które mam w partji. Partja dała mi wszystko, ja dałem jej tyko to, co obowiązany jest oddać każdy jej członek. Partja posłała mnie na naukę. Partja zrobiła ze mnie człowieka. Wszystko, co jest we mnie potrzebnego i dobrego, zawdzięczam partji. Partja ma prawo odebrać ode mnie wszystko, co mi dała. Wyrzucić mnie z partji — to znaczy odebrać mi życie. Partja dała mi życie, partja jest w prawie je wziąć.
Zgniótł w ręku papier, — widocznie konspekt końcowej mowy, której nie wygłosił, — i wsunął go do teki.
Minutę trwało milczenie.
— No, to wszystko liryka, nie zmieniająca postaci rzeczy, — powiedział Morozow. — Wszystko jest jasne, i późną skruchą nic tu nie pomożesz.
— Tak, sprawa jasna.
Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/317
Ta strona została uwierzytelniona.