mić chłopaków i momentalnie zorganizować brygadę komsomolską. Niech pani weźmie auto i pojedzie do Kurgana. Niech pani zmobilizuje wszystkich komsomolców, których pani znajdzie po mieszkaniach.
— Rozkaz, towarzyszu Synicyn.
Szybko zbiegł po pochyłości.
— Ekskawatory w porządku? — zapytywał kogoś Kirsz.
Clarke szedł za nim w milczeniu.
— Bądźcie, towarzysze, gotowi. Za godzinę wznowimy robotę.
Kierownik ekskawatoru kiwnął głową. Kurczył się w swej ciepłej skórzanej kurtce.
— Co panu? Pan niezdrów?
— Malarja trzęsie. To nic...
— Dlaczego nie został pan w domu? Można było się umówić z drakierem pierwszej zmiany, żeby pana wyręczył.
— Nie można. Zachorował. Zdaje się, zapalenie płuc. Dragier drugiej zmiany przepracował za niego dwie zmiany zrzędu.
— Jak idzie, to idzie! No, a czy pan wytrzyma? Jutro znajdziemy panu zastępcę.
— Wytrzymam. Nie pierwszyzna.
Podniósł kołnierz kurtki i wlazł do kabinki.
— Andrzeju Saweljewiczu, hej, Andrzeju Saweljewiczu! — targał proraba za rubachę Klimentyj. — Gdzie to koper będzie stać? Czy tam wdole?
— A odstaw się ode mnie ze swym koprem! Widzisz, że tu nie do tego.
Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/337
Ta strona została uwierzytelniona.