Trzy dni później, obserwując pracę komsomolców, Clarke mimochodem zapytał Połozową, co się stało z tamtemi dwiema brygadami.
— Chcą iść do pracy na starych warunkach. Wczoraj wyszli w pełnym składzie. Robotnicy nie puścili ich na kotlinę. Zmuszeni byli wrócić spowrotem do baraku. Bojkot.
— Jeżeli uznali swój błąd, dlaczego nie puszczają ich do pracy?
— O to właśnie chodzi, że nie chcą publicznie przyznać się do winy. Ambicja nie pozwala.
— No dobrze, a jakżeż oni żyją, nie zarabiając już czwarty dzień? Należy ich tedy poprostu zwolnić. Nie zamierzacie chyba wziąć ich głodem?
— To jest, jakto wziąć głodem? — obraziła się Połozowa. — Jedzą to samo, co wszyscy robotnicy.
— To ciekawe. A czego, oni właściwie chcą? Dają im jeść i nie dają pracować. Co to za kara? To odpoczynek!
— Kara polega nie na tem, a w tem, że nikt z robotników nie rozmawia z nimi i ręki im nie podaje.
— Jakżeż więc to się skończy? Chcecie złamać ich upór? To niezłe. Złe jest to, że w rezultacie cierpi na tem budowa. Ambicja nie jest ostatecznie kiepskim rysem charakteru, może i nie warto jej łamać. Czy jest to tak ważne, aby upokorzyli się publicznie?
— Ważne jest, żeby za tydzień lub za miesiąc nie powtórzyła się u nas znowu taka sama historja.
Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/349
Ta strona została uwierzytelniona.