Postać, szperająca w kubłach, nacierała na Pierra groźnie, zasłaniając przed nim swem ciałem ich złowonną zawartość. Wyszczerzone zęby zionęły ochrypłym warkotem:
— Precz! To moje! Idź szukać gdzie indziej!
Wówczas, jak błyskawica, olśniło nagle Pierra proste objawienie: w bramach domów, w kubłach na śmiecie, znaleźć można bez wątpienia odpadki jedzeń!
Posłusznie zawrócił i powlókł się na poszukiwanie innej bramy. Jak się jednak przekonał, w społeczeństwie demokratycznem objawienie przestało być przywilejem jednostek, stając się dobytkiem zbiorowym. We wszystkich bramach, z nad woniejących, pełnych nieznanych dóbr kubłów na spotkanie jego podnosiły się takie same złowrogie białka oczu i wyszczerzone zęby wcześniejszych odkrywców.
Przepuściwszy w ten sposób długi szereg bram, Pierre natrafił nareszcie na jedną — pustą! Ustawione w niej kubły, przetrząśnięte do spodu, zdradzały już widoczną wizytę szczęśliwszego poprzednika. Mimo to Pierre, niezrażony, rzucił się na nie chciwie, rozgrzebując je raz jeszcze doszczętnie.
Jako trofea długich poszukiwań, wyciągnął niedojedzone pudełko konserw i niedogryzione żeberko cielęce. Rozłożywszy to ubogie gospodarstwo na murku, wylizał je łapczywie, nie zaspokajając tem bynajmniej głodu, raczej roztarmosiwszy go z odrętwiałego snu.
Wyczerpany, rezygnując z dalszych poszukiwań, powlókł się na bulwar i przycupnął na pierwszej napotkanej ławce. Postrzępioną, dziurawą płachtą otulił go sen.
Przez dziury w płachcie widział nad sobą gwiazdy, mrugające w górze, zapalające się i gasnące naprzemian za pociśnięciem niewidzialnego kontaktu, jak reklamy odległych niebiańskich hotelików, przywołujących w swe bramy — spragnione miłości parki zabłąkanych w przestrzeni dusz.
Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/052
Ta strona została uwierzytelniona.