Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/061

Ta strona została uwierzytelniona.

Przed wielką szafą, gdzie w ustawionych rzędem statywach, widniały napełnione jakimś płynem, większe i mniejsze probówki, nie mógł się nawet powstrzymać od wygłoszenia małego wykładu o bakterjologji, ilustrowanego przez uwięzione w hermetycznem szkle kolonje milczących mikrobów.
— Tu, za tą niepozorną, jak widzisz, szybą, trzymamy jedyną w swoim rodzaju menażerję. Wszystkie możliwe zarazy świata. W tej probówce, na lewo, masz szkarlatynę; w tamtej dalej — tężec; w tej — tyfus plamisty; w tej, w głębi — brzuszny; w tej, szóstej z brzegu — cholerę. Niczego kolekcyjka, co? Widzisz te dwie probówki na prawo z białym, mętnawym płynem? To pupilka naszego asystenta — dżuma. Od roku nad nią pracuje, hoduje ją na jakichś pożywkach własnego wynalazku i mówi, że dochował się niebywałych szczepów. Bakterje, jak konie. Tej jesieni wystąpić ma ze swoją hodowlą na zjeździe bakterjologicznym. Chwali się, że wywoła rewolucję w całej bakterjologji. No, jak ci się podoba nasze gospodarstwo? Pycha, co? Wyobraź sobie, gdyby tak puścić to wszystko bractwo z szafki na przechadzkę po mieście, — jak myślisz, dużo by zostało z naszego Paryża?
Pierre potakiwał w roztargnieniu.
Wizyta przeciągnęła się do wieczora. Późno już było, gdy Pierre pożegnał wreszcie gościnnego przyjaciela i, odprowadzony przez niego do bramy, wydostał się na ulicę.
Miał tego dnia, o dwunastej, objąć nocną zmianę na wieży ciśnień i musiał przed tą godziną zdążyć do Saint-Maur.
Na ulicach panował już mrok, rozświetlony matowemi księżycami elektrycznych lamp.
Od pamiętnego spotkania z René na ławce bulwaru, Pierre unikał starannie wszelkiej sposobności znalezienia się na mieście nocą. Znajomy i nie posiadający tajemnic przy świetle dziennym sześcian miasta, z zapadnięciem nocy