Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

P’an Tsiang-kuei nie stracił głowy. Wyrwawszy pierwszemu z brzegu ogłupiałemu żołnierzowi z rąk karabin, na czele dziesiątka ludzi popędził w kierunku portu. Po drodze ze wszystkich stron zbiegali się już grupkami uzbrojeni robotnicy i żołnierze, odstrzeliwując się w biegu. Na wybrzeżu — potyczka. Zdążyli z odsieczą. Gąszcz ludzki. Ciasto. P’an z rozpędu prasnął w elastyczną niebieską masę. Karabin trzasł. Angielski marynarz zamierzył się na P’ana bagnetem. P’an wywinął się. Pięścią — w golony kark. Zakrwawiona twarz marynarza ugrzęzła na zamku karabinu. P’an wyrwał broń. Na zamku czerwona miazga. Schwycił za lufę. Kolbą — naodlew po białych krochmalonych czapeczkach. Jak drwal oczyścił dokoła siebie przestronną polanę. Nadbiegli swoi. Marynarze — w rozsypkę, po kamiennych stopniach nadbrzeża. Ale ztyłu napływali już nowi. Na bulwarze — nowa utarczka. Skacząc przez ciała, P’an pośpieszył w tę stronę. Nagle potknął się. W oczach — płaty, czerwony wir.
Runął lekko, bez krzyku, wyprostowany i elastyczny, jak spadający z trapezu akrobata na rozciągniętą wdole kamienną siatkę nadbrzeża.
Ocknął się w trzy tygodnie później, w brudnym szpitalu wojennym, prześmierdłym jodoformem i mocnym żołnierskim potem. W piersiach — rozpalona igła.
Lekarz pocieszył go:
— Myśleliśmy, że się już nie wyliżecie. O jeden centymetr poniżej serca.
P’an spytał o wiadomości. Ogłuszyły go, jak cios. W Kuomintangu — rozłam, zdrada. Prawi zwąchali się z imperjalistami. Zdrajca Czang Kaj-szek rozpoczął w tych dniach krwawy rozgrom organizacyj robotniczych w Szanghaju i Kantonie. Hasło — walka z komunizmem. Wszędzie masowe rozstrzeliwania i rzezie. Nankin narazie jeszcze się trzyma, ale w nowym Kuomintangu — swary. Lewi kuomintangowcy są w zmowie przeciw komunistom. Tylko patrzeć,