że do wszystkiego potrzebne są pewne, bodaj elementarne, studja przygotowawcze. W tym wypadku jednak nie na wiele się one zdają. Widocznie, podobnie, jak znać teorję malarstwa, nie znaczy jeszcze wcale umieć malować, tak samo znajomość historji wszystkich mordów od stworzenia świata nie może nikogo nauczyć praktyki jednego własnoręcznego zabójstwa.
Po dwóch tygodniach straciłem prawie nadzieję, że potrafię pana zabić kiedykolwiek.
Wybuch dżumy z początku ucieszył mnie, jak proste a nieprzewidziane wyjście z sytuacji. Liczyłem, że mnie ona wyręczy, że przyszedłszy następnego wieczora pod pański hotel, z codziennym zamiarem zabicia pana, tym razem już na pewno — natknę się na nosze z pańskiemi zwłokami. Przychodzę co wieczór, punktualnie o godzinie przejazdu trupiarek.
Dżuma jednak pana oszczędza. Początkowo sprawiało mi radość chodzenie za panem krok w krok, obserwowałem pana, jak się miotasz bez celu po pustych nocnych uliczkach, jak szczur, schwytany w pułapkę. Pewność, że, mimo wszystko, prędzej czy później, musisz umrzeć od zarazy, była mi jedyną pociechą w moich codziennych bezpłodnych powrotach. Czas jednak mija. Jeżeli nie dziś, to jutro mogę umrzeć ja sam. Zdarzyć się może z łatwością, że umrę przed panem. Zdarzyć się może i tak, że ja umrę, a pan ocaleje. Do tego dopuścić mi nie wolno. Dziś poprzysiągłem sobie, że zabiję pana nieodwołalnie. Przyszedłem tu umyślnie wcześniej, aby zająć stolik wtyle za tym, przy którym siada pan zazwyczaj. Umyśliłem sobie, że zabić pana ztyłu będzie mi łatwiej. Tymczasem dziś właśnie spóźnił się pan i przysiadł po raz pierwszy wprost do mojego stolika. Czuję, że nie zabiję pana znowu.
Postanowiłem spróbować ostatniego środka. Mam wrażenie, że nie mogę pana zabić, póki wiem, że pan niczego się nie domyśla. Gdy będę przekonany, że pan wie o grożącem
Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/130
Ta strona została uwierzytelniona.