Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

rzadko, a staremu szamesowi, kiedy wychodzi w piątek na zakupy, nigdy nie braknie pieniędzy w przetartej aksamitnej portmonetce.
Rabi Eleazar ben Cwi ma dwoje maleńkich, blisko siebie osadzonych oczu, obydwoje od strony nieba. Szames mówił w sekrecie staremu Herszlowi, że rebe często rozmawia z Bogiem. Długo, godzinami, Bóg i rebe gawędzą ze sobą. I Żydzi wiedzą: rebe może mówić z Panem Bogiem, kiedy zechce. To tak, jakby miał z nim stałe połączenie telefoniczne. Zwykli żydzi mogą dzwonić do Boga całe życie i nigdy nie uzyskają komunikacji: tylu ludzi naraz chciałoby się do niego dodzwonić. Czasem, raz w życiu, na krótką chwilę, udaje się żydowi osiągnąć z Nim połączenie i wtedy należy się bardzo śpieszyć, by wyłożyć swoją prośbę, zanim nie przeszkodzi kto inny.
O rabim Eleazarze możnaby powiedzieć, że ma ma do dyspozycji osobną linję i rozmawiać może z Bogiem o każdej porze, bez obawy, że mu ktoś przerwie. Zresztą rebe Eleazar wie, że Pan Bóg, jak każdy żyd, nie lubi, by go nagabywano, gdy jest zajęty, i wie już, w jakich godzinach można porozmawiać z nim najswobodniej. I Pan Bóg ma za to słabość do rebego Eleazara i nie było jeszcze wypadku, aby mógł mu czegoś odmówić.
Tak minęło wiele, wiele lat. Ile? Tego dokładnie nie pamiętał nawet stary szames.
Roku tego rabi Eleazar ben Cwi czuł się już bardzo słaby, często rozmawiał z szamesem o śmierci i przyjmował osobiście tylko w bardzo wyjątkowych wypadkach.
Pewnego wieczora szames wrócił z miasta później, niż zwykle, i rebe omal nie opóźnił przez niego kolacji. Szames był bardzo wystraszony. Na mieście opowiadano o jakiejś strasznej chorobie, która nawiedziła Paryż. Dzieci krawca Lewiego, które, jak to dzieci, poszły tańczyć na święto francuskie — w parę godzin po powrocie umarły w strasznych boleściach. Tej samej nocy umarła na boleści żona kamasznika Symchy