Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.
IV.

Na Sacré-Coeur biły dzwony.
Z Saint-Pierre, z Saint-Clotilde, z Saint-Louis, z małych, rozrzuconych kościółków dzielnicy Saint-Germain, odpowiadały im płaczliwym podźwiękiem dzwony katolickiego Paryża.
Głuche, łzawe dzwony nad miastem ołowianemi pięściami tłukły się we wklęsłą spiżową pierś i z wnętrza kościołów odpowiadał im łomot kurczowo zaciśniętych rąk i gorzki, pobożny mamrot. Nabożeństwo z wystawieniem sakramentu trwało bez przerwy, odprawiane przez woskowych księży, słaniających się ze zmęczenia.
W cerkwi dzielnicy Passy metropolita w złotych ryzach gęstym, dostałym basem czytał ewangelję i dzwony dzwoniły wszystkie, jak w dzień wielkanocny.
Paryż trzasł na nowo wzdłuż szerokiego szwa Sekwany, sfastrygowanego niegdyś naprędce białemi nićmi mostów.
Na moście Passy, z dwóch końców, na latarniach, trzepocą dwa sztandary: trójkolorowy sztandar imperjum rosyjskiego i biały ze złotemi liljami sztandar Burbonów — prowizoryczna granica dwóch monarchij.
Po pustym moście, do środkowego przęsła i zpowrotem, donośnym, miarowym krokiem przechadza się czterech chłopców z karabinami na ramieniu: dwóch z jednego końca mostu, dwóch — z drugiego.
Na żołnierskich czapkach chłopców w zielonych „rubaszkach“ połyskują wyciągnięte skądś, z naftaliny, wypuco-