Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

sywa. Odwet za „pohańbioną Rosję“. Odzyskane miasteczka. Kontrwywiad. Porachunki z bolszewikami. Rozstrzelania. Komuniści i komsomolcy. W wolnych od zajęć chwilach — Żydzi. Żydóweczki: lufa do skroni i jazda w kolejkę! Lepka, cuchnąca krew.
Ewakuacja, pośpieszna, upokarzająca, jak ucieczka. Miasta i ludzie. Konstantynopol. Sofja. Praga. Likwidacja zasiłków. Głód. W Paryżu angażują podobno białych oficerów do armji Czan-Tso-lina. Paryż. Blaga, nic podobnego! Bez środków do życia. Tournée po emigranckich komitetach. Zasiłki skasowano. Dźwigał walizki na Dworcu Północnym. Pracował w fabrykach Renault, jako zamiatacz. Redukcja. Znów na bruku. Noclegi pod mostem. Jednorazowy zasiłek. Egzamin szoferski. I jako uwieńczenie długoletniej włóczęgi — nieśmiertelne, kanoniczne taxi.
Z szoferki wyżyć już było można. Daleko gorsze — upokorzenia. Paryż roił się od znajomych, papy i własnych. Nie wszyscy przyjechali z niczem. Niektórzy, owszem, potrafili przeszwarcować coś niecoś, zgrubsza. W Paryżu z pieniędzmi niema kłopotu. Pozakładali przedsiębiorstwa, robią interesy. Wielu ma już własne maszyny. Inni dzień i noc rozbijają się taksówkami. Przykre, kłopotliwe spotkania. Wożąc znajomych i wyciągając rękę po napiwek, odwracał twarz w inną stronę. W notesie — adresy wszystkich domów publicznych i domów schadzek.
Nie tylko znajomi — często i znajome. Wieczorami, pod „Florydą“, pijane, w towarzystwie podskubanych Francuzików — taksówka do hotelu. Inne nie zdążą nawet dojechać do hotelu, — wprost w taxi. Siedzenie miękkie — wszystkie wygody. W polerowanem lusterku przy kierownicy — co wieczora całe „Chabanais“: wszystkie figury. Taxi, jak lupanar, na kilometr zalatuje spermą... W Moskwie były gimnazistkami: warkoczyk, nieprzyzwoitego słowa w towarzystwie nie zniesie, papa — tajny radca, narzeczony i wszystko, jak się należy. Tu — ledwie wsiądzie do taksówki, już nogi