Wszystko, co ośmieli się przeciwstawić władzy nowego dyktatora, uważać należy za niepraworządne i podlegające jak najsurowszemu tępieniu. Pod orędziem widniał podpis: Mathurin Dupont.
Cała wyspa rozbrzmiała tego dnia jednem wielkiem westchnieniem ulgi. Instytucja policji, jako takiej, została uratowana. Rozradowani policjanci stąpali buńczucznie, dzwoniąc obcasami o asfalt, jakby pragnęli się upewnić o swej niezaprzeczalnej realności.
Wszelako z wydaniem orędzia bezrobocie bynajmniej nie ustało. Przeciw władzy nowego dyktatora nikt nie zamierzał występować, wskutek czego pojęcie niepraworządności, w odniesieniu do nowego państwa, pozostało w sferze czystej teorji.
Po upływie kilku dni staruszek, widząc, że nikt nie robi mu nic złego, stał się rozmowniejszy i dał się nawet namówić do osobistego wglądnięcia w sprawy państwowe.
Pierwszem samorzutnem rozporządzeniem nowego dyktatora były wielkie manewry na placu przed prefekturą. Rozradowani objawem aktywności swego dyktatora, policjanci defilowali z werwą i animuszem. Dyktator z wysokości balkonu przyjmował rewję, klaszcząc z uciechy w ręce.
Po tym pierwszym odruchu ożywienia zapadł jednak zpowrotem w dawną apatję.
Na trzeci dzień, w porannym raporcie, po konwencjonalnych zwrotach, że w państwie panuje spokój i wypadków naruszenia praworządności nie zanotowano, kancelarja donosiła dyktatorowi, iż jest rzeczą niezbędną zdefiniowanie na nowo pojęcia niepraworządności i wydesygnowanie bodaj kilku przestępców, bowiem policja bez przestępców zaczyna powątpiewać o swej autentycznej realności.
W odpowiedzi na raport staruszek nieoczekiwanie ożywił się i po raz pierwszy sam zażądał pióra i papieru.
Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/202
Ta strona została uwierzytelniona.