czyków, asystentów i studentów bakterjologji, ślęczało dwadzieścia cztery godziny na dobę nad wynalezieniem zbawczej szczepionki, zdolnej zniszczyć morderczego bakcyla.
Trzeba przyznać, że profesor dotrzymywał swego słowa sumiennie, pracując dzień i noc bez wytchnienia. W toku hazardownej walki z nieustępliwą zarazą odezwała się w nim jego żyłka uczonego; początkowo niechętny, z każdem nowem niepowodzeniem zapalał się coraz bardziej, poprzysięgając sobie zwyciężyć za wszelką cenę złośliwego mikroba, który zadrasnął jego ambicję uczonego i ośmielał się podawać w wątpliwość potęgę współczesnej wiedzy. Im dłużej trwały nieudane próby, tem bardziej profesor zacinał się w swym niezłomnym uporze. Skończyło się na tem, że przestał prawie zupełnie sypiać, nie opuszczając ani na chwilę laboratorjum, i z trudnością udawało się wmuszać w niego jedzenie. Zamknięty wśród mikroskopów, probówek i retort, wychudzony i żółty od nieprzespanych nocy i przemęczenia, z dziko zwichrzoną bródką, przypominał średniowiecznego alchemika, który, opętany manją wykrycia kamienia filozoficznego, nie daje się zrazić żadnym niepowodzeniem.
Na dziesiąty dzień po przewrocie P’an Tsiang-kuei osobiście odwiedził profesora w jego nowem mieszkaniu, aby sprawdzić, czy mu czego nie potrzeba. Profesor gorączkowo przestawiał jakieś probówki i krzątał się koło mikroskopu.
— Obowiązuję się uśmiercić tę przeklętą bakterję — zawołał, potrząsając pod światło jakąś probówką — przyrzeknij mi pan jednak, że nie wykorzystasz wynalezionej przeze mnie szczepionki wyłącznie dla pańskich żółtych, lecz uczynisz ją dobytkiem i białych dzielnic miasta. Nie zamierzam bynajmniej ratować od śmierci samych tylko Azjatów, pozostawiając na pastwę losu moich białych współbraci.
— Jeśli o to tylko chodzi, mogę pana uspokoić — odparł z uśmiechem P’an Tsiang-kuei. — Szczepionka pańska w chwili jej wynalezienia stanie się dobytkiem, wprawdzie nie wszystkich białych dzielnic, ale za to z pewnością naj-
Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/207
Ta strona została uwierzytelniona.