Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/213

Ta strona została uwierzytelniona.

mu się, że dostrzega w nich dwie drwiące iskierki. Bez słowa zawrócił na pięcie i poszedł w głąb laboratorjum. Dobył z szafy aptecznej wielką butlę z rozczynem sublimatu, zlał nim całe ubranie, długo i starannie mył twarz i ręce. Potem, nie patrząc na przepraszającego wciąż jeszcze asystenta, szybko zbiegł po schodach.
Po powrocie do Instytutu, P’an Tsiang-kuei zajął się przyjmowaniem raportów i wydawaniem rozporządzeń na dzień jutrzejszy. Skazówka wielkiego zegara dobiegała już dwunastej, gdy, wydawszy dyspozycje, dyktator odprawił ostatniego kurjera i skręcił zbyt jaskrawy żyrandol.
W kącie sali, pod ścianą, wniesione tu od trzech dni i od trzech dni nietknięte, stało wąskie polowe łóżko. P’an Tsiang-kuei posłał je sam i po raz pierwszy jął się rozbierać. Gdy został zupełnie nago, natarł starannie całe ciało jakimś przezroczystym rozczynem. Doszedłszy zkolei do pach, zatrzymał się na chwilę i, podnosząc rękę, przyjrzał się uważnie. Gruczoły pachowe wydały mu się nieco obrzmiałe. Długo badał je skrupulatnie palcami.
— Autosugestja... — mruknął bezbarwnie i, narzuciwszy koszulę, szybko dał nurka pod kołdrę. Usnął natychmiast.
W nocy śniły mu się udekorowane flagami ulice, orkiestry i maszerujące ulicami kolumny żółtych wojsk. Przystrojony czerwoną flagą Panteon otwarty był naoścież; u sztachet jego oczekiwał łańcuch zasypanych kwiatami ciężarowych aut. Po obu stronach wejścia dwa szpalery żołnierzy sztywno prezentowały broń. P’an Tsiang-kuei, zdziwiony zagadnął wartownika o powód uroczystości.
— Przewozimy ich do Chin — oznajmił żołnierz.
Teraz dopiero P’an Tsiang-kuei przypomniał sobie, że przecież poto właśnie tu przyszedł i, przeciąwszy nawę szybko zbiegł do krypt.
Krypty były otwarte i tłoczył się w nich uroczysty, galowy tłum. Przecisnąwszy się do wnętrza, P’an Tsiang-kuei