Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/219

Ta strona została uwierzytelniona.
VII.

Dziwnym zbiegiem okoliczności nie w samej tylko republice chińskiej ranek ten zaznaczył się niezwykłem ożywieniem. O dwie dzielnice na zachód, po tamtej stronie Sekwany, rosyjska monarchja Passy gotowała się tego dnia do przyjęcia wydanych jej nareszcie przez rząd francuski bolszewików. Na placu Trocadero zbijano naprędce z desek improwizowaną trybunę. Stosownie do uchwały rządu tymczasowego, sąd nad wydanymi bolszewikami miał się odbyć publicznie, pod gołem niebem. W roli oskarżyciela wystąpić miała cała emigracja rosyjska. Rozstawiano na łap-cap stoły i ławki.
Około godziny ósmej zrana, na drodze, prowadzącej do mostu Iena, gromadzić się już zaczęły podekscytowane, niecierpliwe tłumy. Przeważały kobiety. Zapomniawszy tego dnia nawet o rannej kąpieli, pulchne, ubrylantowane damulki, nieprzyzwyczajone do oglądania światła dziennego przed godziną pierwszą po południu, w gorączkowym pośpiechu wyległy na ulice o trzy godziny wcześniej przed wyznaczoną porą. Przykrywając pudrem wypieki, damy skracały sobie dłużący im się czas pogawędką.
Tematy były przeważnie jedne i te same: ilu też przywiozą i jakich, — starych czy młodych? Dziesiątki nazwisk krążyły z ust do ust. Zaopatrywano je w locie w obfite komentarze, dotyczące fantastycznej krwiożerczości i bestjalstw tego lub owego z bolszewików. O pierwszym sekretarzu poselstwa czterdziesta zkolei dama odpowiadała, że