wymordował własnoręcznie trzy tysiące rodzin. Badał we własnem mieszkaniu, przy stole, zastawionym najwyszukanszemi daniami, i opornym więźniom wydłubywał oczy wykałaczką.
Rosły, brodaty pop po raz setny prawił zawsze chętnym słuchaczom o świętokradczem zbezczeszczeniu cerkwi św. Mitrofana: święte szczątki męczennika wyrzucili do dołu kloacznego, a w cerkwi założyli szpital — siostrzyczki-bolszewiczki porubstwem święte miejsce plugawią.
Wszystkie zarekwirowane meble, skonfiskowane kosztowności, krzywdy niewybaczalne i zastarzałe, szczerzyły spróchniałe zęby, wywleczone na nowo na światło dzienne z dna emigranckich kufrów, z pod wieloletnich warstw naftaliny, nieprzedawnione, wiecznie aktualne, łaknące zemsty, ciepłej, bulgocącej krwi; i tłum, jak kot przed pułapką, z której za chwilę wypuszczą mu mysz, oblizywał się w łapczywem oczekiwaniu.
Minęła jedenasta, a od strony francuskiej ciągle jeszcze nie było widać żadnego wozu. Tłum, zmęczony przewlekłą oskomą, zaczynał się niecierpliwić.
O godzinie trzy na dwunastą po tamtej stronie mostu ukazało się wreszcie wielkie ciężarowe auto, poprzedzone przez dwa motocykle. Auto powoli wjechało na most i zatrzymało się wpośrodku. Z motocykli zeskoczyli dwaj francuscy oficerowie i podeszli do oczekujących oficerów rosyjskich. Wywiązała się ożywiona rozmowa. Tłum zafalował niespokojnie. Wszystkie oczy zwróciły się w stronę ciężarowego samochodu na moście. Ludzi na nim nie można było zdaleka rozróżnić.
Rozmowa na moście przeciągała się. Oficerowie żywo gestykulowali, rozkładając ręce. Wreszcie Francuzi zasalutowali i dosiedli zpowrotem motocykli. Ciężarowe auto zwolna potoczyło się po moście na stronę rosyjską. Tłum przyczaił się w oczekiwaniu.
Kiedy samochód minął most i wjechał na nadbrzeże, ze
Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/220
Ta strona została uwierzytelniona.