Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/231

Ta strona została uwierzytelniona.

i żyć w tych czasach, a tyś je odrzucił, wolałeś, jak ślepy kret w tępej, chamskiej zawziętości podkopywać to, co wyrastało w twoich oczach, wbrew wszystkim kretom świata, windowane wgórę dźwigarem wysiłku miljonów, póki cię, jak kreta, nie wykurzono z nory...
— Och, Borysie, — dodał po pauzie zmęczonym, niewyraźnym szeptem — jaki ty się musisz czuć samotny, niepotrzebny, bezdomny, jak pies sparszywiały i bezpański... Jakże ty będziesz umierał, Borysie?
Sergjusz wyczerpany osunął się na platformę i z ust wąską strugą popłynęła mu piana. Wąskie sczerniałe wargi wykrzywiły się w bolesną podkowę. Twarz, stężała z bólu, zbielała, stała się maleńka, prawie dziecinna.
Rotmistrz poczuł, jak nieprzeparta rodzicielska tkliwość żelazną ręką nachyla go ku tej twarzy. Co począć? Jakże puścić go tak samego w śmierć? Wynieść go stąd! Zabrać! Być zawsze z nim! Nie opuszczać go! I blade wargi same powtarzały bez związku:
— Sierioża! Nieprawda! To niemożliwe! Weź mnie za szyję. Wyniosę cię stąd. Zaniosę cię do domu. Zawołamy lekarza. Wyleczysz się. Wydostaniemy się stąd. Pojedziemy razem, do twoich. Nie puszczę cię samego. Pojadę z tobą. Słyszysz, Sierioża? Wyjedziemy razem. Będę z tobą pracować. Sierioża!
Twarz Sergjusza zasnuwać zaczął dziwny żółtawy cień. Wargi, same wargi wyrzęziły:
— Nie, Borysie, za późno. Koniec... Ciebie, ciebie mi żal. Jeżeli nie umrzesz — wróć. Pracuj. Próbuj odrobić, przebudować się, zmontować na nowo. Przerób się, jak ja, jak Jula... Czekaj... Nie mam prawa... Ale ty odkupisz mój grzech, życiem, latami, pracą... Masz — to mój sowiecki paszport... Jesteś podobny do mnie... Nie odróżnią... Przyjedziesz za nim do Moskwy... Zgłoś się do Juli... To dzielny towarzysz... Jula ci pomoże, zrozu-