przez oczy czterdziestoletniego pana na odbijające się w lustrze, zaczerwienione, włochate ciało, zaopinjował:
— Jestem śmieszny.
Była to jednak uwaga nieśmiała i pozostała gdzieś, na marginesie, jakby nie dotyczyła zupełnie czterdziestoletniego pana. Nieprzyzwyczajony do nagości czterdziestoletni mężczyzna poczuł dreszcz chłodu; omijając rozpostartą na dywanie pyjamę, skierował się da szafy i wyjął świeży szlafrok, którym otulił swe kształty.
Przez chwilę rozważał, czy nie położyć się zpowrotem do łóżka, potem przyszło mu na myśl: zmienić bieliznę pościelową! Chciał zadzwonić na boya, lecz w tem miejscu zainterwenjował mister Dawid Lingslay, któremu wstyd było spotkać się o tak niezwykłej porze oko w oko z boyem, i czterdziestoletni mężczyzna dał za wygraną, wlazł wraz z nogami na fotel, postanawiając przeczekać na nim do rana.
Usadowiwszy się wygodnie, czterdziestoletni pan zaczął macać uważnie brzuch, naciskając go z całej siły, podobnie, jak i gruczoły pachowe. Oględziny nie dały jednak żadnego określonego rezultatu i czterdziestoletniemu panu nie pozostało nic innego, jak czekać.
Wtedy przez okienko wyczekiwania spróbował znów wyjrzeć mister Dawid Lingslay, który szybko sformułował swoje zdanie:
— Jestem tchórz. Boję się śmierci. Co za nonsens! Przecież od trzech tygodni żyjąc wśród zadżumionych, wiem doskonale, że lada dzień muszę umrzeć.
To jednak, a czem wiedział doskonale mister Dawid Lingslay, nie dotyczyło zupełnie czterdziestoletniego pana, który, jeżąc się tylko bardziej w swym, fotelu, uparcie nie przyjmował tego do wiadomości.
— Umrę, muszę umrzeć — starał się przekonać czterdziestoletniego pana mister Dawid Lingslay. — Cóż w tem dziwnego? Poprostu: byłem i nie będzie mnie.
Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/252
Ta strona została uwierzytelniona.