Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/277

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech pan mu da drugą słuchawkę. Sprawa dotyczy i jego. Nie chcę powtarzać dwa razy — mówił tonem rozkazującym Laval.
— Słuchamy. Kto mówi? Czy to pan, panie prefekcie?
— Proszę słuchać uważnie. Mówi ekspedycja paryskiej republiki radzieckiej. Dziś o godzinie dwunastej w nocy przedarliśmy się przez kordon i przyjechaliśmy tu po żywność. Proletarjat Paryża zdycha z głodu. Statek nasz stoi na rzece, naprzeciwko przystani. Mówię z pokładu. Nie próbujcie telefonować o pomoc do garnizonu. Wszystkie druty telefoniczne — przecięte. Jedyna linja, jaka wam pozostała, łączy was z naszym statkiem. Słuchajcie teraz uważnie. Przyjechaliśmy w zamiarach pokojowych. Statek stoi na środku rzeki i, jeżeli wykonacie na termin nasze żądania, nie przybije wogóle do brzegu. Przyjechaliśmy po żywność dla zdychającej z głodu biedoty paryskiej. Jeżeli w ciągu godziny nie dostarczycie nam do przystani i nie naładujecie na galary sześciuset worków mąki, wysiadamy na brzeg, splądrujemy i zbombardujemy wieś. Dajemy wam godzinę czasu. Wy, obywatelu merze, rozbudzicie natychmiast wieś, wyznaczycie podwody i pokierujecie dostawą do przystani. Wy, obywatelu proboszczu, użyjecie swojego wpływu, żeby przekonać ociągających się i dopilnujecie, żeby wszystko było na czas. Nastawcie obydwaj swoje zegarki. Jest za dziesięć minut druga. Jeżeli za dziesięć trzecia, na szosie, prowadzącej do przystani, nie zjawi się pierwsza podwoda z mąką, przybijamy i wysiadamy na brzeg. Posłuchem i punktualnością uchronicie od zarazy siebie i całą Francję. Zrozumiane, obywatelu merze? Sześćset worków mąki za godzinę w przystani.
W słuchawce dzwoniła cisza. Po długiej chwili zachrobotało w niej pierwsze, z wysiłkiem wykrztuszone słowo:
— Ależ w naszej wsi nie ma tyle mąki...
— Znajdzie się. Nie trzeba wcale daleko szukać. Weźmiecie z młynu braci Plon. Załadujecie na galary tartaczne.