Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/295

Ta strona została uwierzytelniona.

instalacje uległy zniszczeniu i przywrócenie go do poprzedniego stanu wymagałoby miljardowych wkładów i lat pracy. Zapewniam was, że nic nie działa tak przekonywająco, jak przyzwyczajenie. Ludzie, którzy w pierwszych dniach wojny światowej nie mogli wyobrazić sobie, aby wojna mogła potrwać dłużej nad cztery tygodnie, pod koniec czwartego roku przestali już wierzyć, że może się ona wogóle kiedykolwiek skończyć, przywykłszy uważać ten stan rzeczy za zupełnie naturalny, jeżeli nie jedynie możliwy.
— Chcecie zatem, jak widzę, zrobić z nas coś w rodzaju Robinsonów na bezludnej wyspie, skazanych przez całe lata na łowienie ryb w Sekwanie i polowanie na małpy w Lasku Bulońskim — żartował towarzysz Majoie. — Nie widzę celu tej całej mistyfikacji.
— Pozwólcie, towarzyszu. — odezwał się nagle towarzysz Marac, płaski, kościsty mężczyzna, o twarzy zapadłej i kanciastej, szampjon głodówek więziennych, mogący dać tydzień „for“ każdemu zawodowemu głodomorowi.
Wszyscy zwrócili się w jego stronę.
— Zdaje mi się, że rozumiem myśl towarzysza Courreau. Badając dzisiaj stan radjostacji na Eifflu, potknąłem się o tę samą myśl: utrzymać Europę jak najdłużej w przekonaniu, że dżuma w Paryżu nie ustała. W międzyczasie, objąwszy miasto, zorganizować w niem wzorową komunę. W środku Francji, w sercu Europy, metropolję świata zamienić na olbrzymie miasto komunistyczne, ognisko i komórkę, z której ustrój nasz rozpromieniuje na cały kontynent. W chwili, gdy będziemy już dostatecznie zorganizowani, nie czekając na wykrycie naszej mistyfikacji, — pierwsi zwrócić się ponad głowami otaczających nas wojsk z apelem do robotników i chłopów Francji i całego świata. Nie zapominajmy, że na tyłach blokującej nas armji stoją masy proletarjatu francuskiego i że zew, który nie docierał do nich ze wschodu, zagłuszony świstem, rykiem i jazz-bandem orkiestry kapitalistycznej, rzucony stąd, z Paryża, wstrząśnie całą Europą.