Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/299

Ta strona została uwierzytelniona.

Majoie rzucił ukradkiem spojrzenie w stronę stołu. Duffy wciąż jeszcze recytował swoje sprawozdanie. Majoie na palcach zbliżył się do ostatniego okna, oparł się o parapet i nastawił ucha.
Wdole, z zabłąkanej tu, niewiadomo skąd, drewnianej skrzyni, grzmiał barczysty parobczak z zadartym nosem:
— Towarzysze! W tej chwili towarzysze z KC. zastanawiają się nad sposobami i możliwościami, jakby utrzymać Paryż w naszych rękach i nie oddawać go więcej w ręce burżujów i kapitalistów. Główny sęk, towarzysze, — z prowjantem. Gąb do karmienia, naturalnie, mamy do djabła i trochę, a z prowjantem, powiadają, całkiem gorzej. Ja, towarzysze, myślę, że niech to towarzyszy z KC. nie turbuje. Głodowaliśmy, towarzysze, naturalnie dla burżujów, dla ich zysku, pogłodujemy i dla siebie, dla naszej własnej robotniczej władzy radzieckiej. A Paryża burżujom nie oddamy!
— Dobrze gada!
— Nie poto nam się dostał, żeby go oddawać!
— A my co? Zpowrotem do ula? Niema głupich! Ma się wiedzieć — przetrzymamy!
— Narodowi głodowanie nie pierwszyzna!
— Towarzysze, Rosja Radziecka gorzej głodowała w pierścieniu blokady imperjalistycznej, a przetrzymała, wybudowała naturalnie pierwszą republikę socjalistyczną. Czemże francuski proletarjat gorszy jest od rosyjskiego?
— Ma się wiedzieć, żołądek każden ma jednaki.
— A Komuna nie głodowała? Szczury jedli, a nie poddali się.
— Racja!
— Co tu dużo gadać, towarzysze. Wytrzymamy naturalnie i koniec. Tylko patrzeć, ruszy się proletarjat na tyłach, jak się dowie, że Paryż trzymamy w garści, i pójdzie nam na pomoc. Miesiąc, czy rok czekać wypadnie — poczekamy. Prowjantu, jeżeli go oszczędzać, na miesiąc jeden albo drugi