jako tako starczy. Będzie trzeba — przetrzymamy się i dłużej. W elewatorach, towarzysze, sam widziałem, przechowali dla nas naturalnie burżuje krztynę pszenicy. Jakby tak wyśpekulować i odjąć sobie tę pszenicę od ust, a dociągnąć jako tako do wiosny, to potem już bagatela. W mieście — miejsca wolnego, ile chce. Ziemia także samo niezgorsza. Jak zasieje pszenicę na wiosnę — pod koniec lata, ani chybi, mielibyśmy już zboże z nowego zbioru. Nie jeden rok można przetrzymać takim sposobem, a ile zechce. Ruszyć nas burżuje nie ruszą, — stchórzą, furt myślą — dżuma. A my im tu tymczasem takiego piwa nawarzymy, że, nie pijąc go, syci będą. Główna rzecz, towarzysze — przetrzymać.
— Przetrzymamy, co nie mielibyśmy przetrzymać?
— Na więziennym wikcie wyżyliśmy, wyżyjemy i na własnym.
— Musowo, wyżyjemy!
— Nie poto jedni gospodarze powyzdychali, żeby drugich wołać!
Towarzysz Majoie odwrócił się od okna. Do uszu jego doleciał spokojny głos towarzysza Courreau:
— ... przed interwencją Europy, pewniej od wszystkich armij, broni nas pancerz zarazy. Żadne promienie Roentgena nie są w stanie odgadnąć na odległość, czy dżuma w Paryżu wygasła, czy też sroży się w nim po dawnemu...
Wdole plac huczał dziesiątkiem tysięcy zapalczywych głosów.
Towarzysz Majoie rzucił papierosa i pośpieszył na swoje miejsce, do stołu. Po skupionych twarzach komitetowców odgadł, że zdążył na ostatni akt. Twarzy mówiącego, obróconego doń plecami, nie widział, po szorstkim głosie poznał jednak Maraca.
— Towarzysze, za chwilę wniosek towarzysza Courreau będzie oddany pod głosowanie. Od wyniku tego głosowania zależą, być może, losy proletarjatu Francji, losy całej Europy. Niechaj każdy z was poradzi się własnego sumienia. Czy
Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/300
Ta strona została uwierzytelniona.