wtrącania się w sprawy zadżumionego miasta, które pozostawiono odtąd jego opłakanemu losowi.
Minęły miesiące. Łatwo zapominająca wietrznica-Francja pomału pogodziła się z utratą ulubionej stolicy. Dotkliwiej od tej utraty dawał jej się we znaki brak wypchanych dolarami turystów, których zwabić zpowrotem było niezmiernie trudno. Należało za wszelką cenę zaopatrzyć się jak najprędzej w nową stolicę, która nie ustępowałaby poprzedniej pod względem komfortu i rozmaitości pikantnych wabików. Powstało specjalne konsorcjum dla rozszerzenia i eksploatacji Lionu.
Po obu stronach lionskich bulwarów z błyskawiczną szybkością drapały się wgórę zbytkowne, ośmiopiętrowe hotele, otwierały się teatry, dancingi i kabarety, wyrastały luksusowe domy publiczne, męskie i kobiece. Z wszystkich zakątków Francji zwożono pośpiesznie zabytki historyczne.
Sensacyjną wieść o nowej olśniewającej stolicy telegraf w okamgnieniu roztrąbił na wszystkie strony świata.
Niebywała nowina spotkała się z gorącym oddźwiękiem na całej kuli ziemskiej; każde państwo śpieszyło ofiarować zaludniającymu się Lionowi swój wdowi grosz w naturze.
Z usłużnej sojuszniczki-Ameryki, która w imię zyskownej transakcji przemogła nawet strach przed niezlikwidowanem jeszcze ogniskiem zarazy, dzień w dzień odchodziły do Francji olbrzymie „Majestic’i“, naładowane aż po czubek najwyższego komina armjami jazz-bandów, girls, maitre d’hôtel’i, stewartów i groomów. Co odważniejsi Amerykanie pakowali już walizy, aby z pierwszą wycieczką Cooka pierwsi postawić stopę na odzyskanym centymetrze Europy.
Ze wszystkich stron świata serpentynami szyn zjeżdżały nad Rodan w karkołomnym wyścigu kokoty, rajfurki i zwykłe prostytutki, żywy towar wszystkich narodów i ras, dla którego zapobiegliwy rząd francuski zmuszony był wprowadzić pociągi nadliczbowe.
W cieniu nowiuteńkich domów, jak grzyby, wyrosłe
Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/306
Ta strona została uwierzytelniona.