Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/310

Ta strona została uwierzytelniona.

bowiem dla przepalonego słońcem Hindusa londyńska mgła jadowitsza jest od trującego gazu.
Tego lata w Europie padał bez przerwy drobny, kłujący deszcz i w sierpniu od brzegów Brytanji tchnęło mgłą. Mgła ciężkim woalem przepłynęła nad La Manchem, otuliła zielone wybrzeża Normandji i pociągnęła dalej, oblekając przedmioty i miasta szarym, mięciutkim zamszem. Szare kosmate kłęby pełzły równinami, jak dym. Uczeni przepowiadali słotną jesień i nie wyciągali z tego dalszych wróżb, jak to czynili chłopi, którzy, pamiętając o tem, że dym ściele się po ziemi przed burzą, przebąkiwali o nieszczęściu.
Na La Manche przeciągłym krzykiem syren nawoływały się zabłąkane we mgle parowce.
W Dauville mgła zdmuchnęła z plaży przybyłych rozkoszować się słońcem letników, i morze łasemi językami chłeptało biały piasek, jak zapomniane na talerzu, wystygłe purée z kartofli. Po tarasach hoteli wałęsali się nastroszeni, jakby niewyspani ludzie, z flanelowemi szalami, omotanemi dokoła szyj.
W restauracjach, w kawiarniach, w holach hoteli, od rana skowytał już jazz, i niefortunne, półnagie letniczki, ociekające żółtem, trupiem światłem żyrandoli, w sukniach, przypominających do złudzenia kostjumy kąpielowe, drgały w synkopach rozkoszy, wczepione, jak kraby, w piersi otrząsających się nurków-tancerzy.
Rankiem z szarego obłoku mgły zygzakiem błyskawicy wyskoczył pociąg pośpieszny i po piorunochronie szyn spadł na stację. Na peronie oczekiwali go dwaj panowie w czarnych cylindrach, ze dwadzieścia sztuk fotografów i niespokojny tłum dziennikarzy. Z wagonu pierwszej klasy wyszedł wygolony, szpakowaty dżentelmen w kepi, w towarzystwie kilku młodszych dżentelmenów. Panowie w cylindrach ceremonjalnie pośpieszyli na jego spotkanie. Zaterkotały aparaty. Panowie, uchylając uprzejmie cylindrów, odezwali się po angielsku. Przy wyjściu oczekiwały dwa samochody, i samo-