. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Nastąpiła ostra wymiana ultimatów.
W Lionie tego dnia od rana powiał gwałtowny wiatr północno-zachodni, i na wietrze, jak niewysuszona bielizna, rozwieszona na niewidzialnych sznurach, łopotały postrzępione łachmany mgły. Wicher z furją pędził ulicami, zwalając z nóg nieopatrznych przechodni. W powietrzu, jak ociężałe ptaki, poszybowały zdmuchnięte kapelusze i wślad za niemi w dziwacznych podskokach, jak gumowe piłki, pognali bezgłowi ludzie.
Około szóstej wieczór na ulicach ukazały się dodatki nadzwyczajne. Na skrzyżowaniach ulic przechodnie kręcili się, jak bąki, przytrzymując uciekające im z rąk płachty. Pod nieprzeniknioną siatką mgły ludzie, jak schwytane motyle, trzepotali niezgrabnie rozpostartemi skrzydłami gazet.
Za grubemi szybami kawiarni opaśli, zadomowieni bywalcy grali w preferansa i, z namaszczeniem dobierając maści, ciskali z rozmachem w serca kierów ostremi pikami pik.
— Wist.
— I owszem.
— A my go — atucikiem.
— Tak, m’sje, to już nie żarty. Ci bandyci sprowokowali wojska * * * do przekroczenia ich granicy. Zagrażają jawnie integralności naszej wiernej soluszniczki * * *. Francja tej prowokacji nie ścierpi.
— Pas.
— Jeszcze jak!
— Poślemy przyjaciołom * * * w sukurs wojska i amunicje. Bolszewików wytępimy.
— A my mu zajedziemy kierem! Tak, m’sje, tylko tą drogą możemy zaprowadzić nareszcie w Europie dawny, przedwojenny porządek. Mówiłem to zawsze mojemu depu-
Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/316
Ta strona została uwierzytelniona.