Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/321

Ta strona została uwierzytelniona.

wanych i od Pól Elizejskich do Tuilleryj, pod lekkim podmuchem południowego wietrzyka falował teraz łan dojrzałego zboża. Zboże to żęły właśnie motorowe żniwiarki, prowadzone przez barczystych, ogorzałych ludzi w białych koszulach. Mężczyźni i kobiety, w takich samych lekkich ubraniach żniwiarzy, zwinnie podawali gotowe mopy na oczekujące auta ciężarowe. Gdzie niegdzie, na skraju ścierniska, odpoczywające kobiety karmiły piersią niemowlęta.
Dostrzegłszy nadlatujący aeroplan, żniwiarze przerwali pracę, zadzierając do góry głowy i wymachując we wzburzeniu rękoma.
Przelatując dalej nad parkiem Tuilleryjskim, pilot zauważył w nim kolonję, złożoną z paru tysięcy bawiących się dzieci, w jednakowych ubrankach, fartuszkach i maleńkich, czerwonych czapeczkach, przypominającą pole makowe o miedzę z polem pszenicznem.
Gdzie dawniej rozciągał się Ogród Luksemburski, bielał teraz w słońcu grzędami kalafjorów, szachownicą kolorowych działek, ogromny ogród warzywny.
Lotnik tak był zaskoczony tem, co ujrzał, że rezygnując z dalszych obserwacyj, przeciął miasto naukos, chcąc czem prędzej podzielić się swem odkryciem z władzami.
Nad Sekwaną, w miejscu, gdzie karkołomnym skokiem przesadza ją w powietrzu most metropolitenu, ujrzał biegnący po wiadukcie pociąg, złożony z wagonów towarowych, naładowanych jakimś materjałem. Ludzi na ulicach nie było widać prawie zupełnie, jedynie na polach i w ogrodach, wydłużające się jednak ku niebu wąską smugą dymu kominy fabryczne świadczyły o tem, że tętni tu powszechna natężona praca.
Przelatując nad południowemi przedmieściami, pilot stał się przedmiotem zaciętego obstrzału, co zmusiło go do wzbicia się na znaczną wysokość. Jedynie dzięki zręcznym ewolucjom udało mu się ujść bez znaczniejszego szwanku.
Lotnik utrzymywał, że Paryż otaczają poważne forty-