Strona:Bruno Jasieński - Pieśń o głodźe.djvu/021

Ta strona została uwierzytelniona.

i bez jęku wylały śę w błoto.


a czarne śćany rosną,
ćągną śę do gury.
zasłońiły całe ńebo,
zakryły szczyty,
jakby ogromne ołowiane hmury
na źemi użądźiły meeting.


ńe będę żył, jak kato, ńi walczył, jak samson.
głud, ktury rośńe we mńe, ćiska mną w gorączce.
był człowiek, ktury ńe jadł, nazywał śę hamsun
i zrobił na tym puźńej sławę i pieńądze.


na wytartej kanapie, skręcony w sześć
leżę prężąc do gury zśińały profil.
dźeń odhodząc wył długo zjeżywszy szerść,
a teraz noc mi śpiewa swe dźiwne strofy...


zaraz sufit bez szmeru zsuńe śę w pokoju.
pszygńeće pomaleńku
ćiho i jasno.
wolno tynk śę na śćanah rozdwoił,
jakby pokuj wargami mlasnął.