Strona:Bruno Jasieński - Pieśń o głodźe.djvu/041

Ta strona została uwierzytelniona.

ŚPIEW MASZYŃISTUW



słońce pszygńutłszy kolanem, skury dymiące śę połće
długo do mięsa obdźerał nasz pokrwawiony scyzoryk.
w noce bezgwiezdne majtkom na świata płonącym drednouće
tważ wylizały do krwi nam zoży czerwone ozory.
nam-li wyrosłym w trudźe pod wśćekłą zdażeń ulewą
błądźić po możah uńeśeń w gwiezdne wsłuhanym kapele?
zgodnym wyśiłkiem twardyh rąk rozhuśtamy w lewo
czarńi, maleńcy ludźe źemi olbżymi propeller.



patszył na wszystko z gury nasz bezpartyjny pan bug.
płakał nad nami deszczem, aż wreszće krwią śę wysmarkał.
gdy walec wiekuw gńutł nas, krwi naszej twardyh jambuw
słuhało stare słońce łyse, jak łeb bismarka.
długo świećiło w ślepia nam, purpurowym mużynom,
w mordy zwęglone w hutah, do kturyh pszyrusł kopeć.
gdy go, zwleczone na źemię, nuż robotńiczy zażynał,
tłum śę na trupa żućił krew buhającą żłopać.



z żyćem rozgranym pod ręce na świata szerokie trakty
wyszliśmy rano, śpiewając, z płahtą koloru flamingo.
paszcz wytoczonyh mitraljez suhe rytmiczne antrakty
w krtań zabijemy z powrotem kulą wyplutą z brauninga.