Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/106

Ta strona została uwierzytelniona.

albo niedopieczoną cielęcinę. Jak dawniej!... Życie to mocna rzecz.
Grubas mrugał, sapał i próbował odgadnąć z tych zdań i uwag, z kim go właściwie los sprzągł tym razem. Filozof? Literat? Aptekarz? Pacjent? Śpiewak operetkowy?
— Pan jedzie na wystawę, p. n. „Papier i jego zastosowanie“ do Drezna?
— Nie! Mam dosyć papieru. Jadę do Berlina.
— Ile lat pan tam nie był?
— Dwanaście. Ściślej mówiąc piętnaście. Bo w okrutnym roku 16-tym nic nie widziałem. Przewieziono mnie tak szybko z jednego dworca na drugi. Byłem tak oszołomiony i nieprzytomny.
— Piętnaście lat! Oho! To pan Berlina nie pozna... Wykręcił się tyłem do przodu i przodem do tyłu. Dawniej człowiek wysiadał na Friedrichstraße. „Metropol“, „Hotel Central“, zamek, Lipy, brama Brandenburska, muzea, Café Bauer, teatry. Dziś — zobaczy pan! Jakby się serce w organizmie przerzuciło z lewej strony na prawą. Jakby ktoś scenę obrotową odwrócił!
Grubas się ożywił. Mówił o pałacach filmowych, o kolei podziemnej, o lokalach nocnych, o awanturkach miłosnych, o porcie lotniczym i dziwach wielkiego miasta.